Z pedagogiką Marii Montessori zetknęłam się podczas studiów pedagogicznych, gdzie poznałam niektóre jej elementy. Zainteresowała mnie wówczas postać tej niesamowitej kobiety-lekarki, antropologa, pedagoga, która poświęciła się misji gruntownego poznania dziecka i jego potrzeb.
Gdy zbliżała się pora zapisania mojej córeczki Jagody do przedszkola, wybrałyśmy się na zajęcia dotyczące tej metody zorganizowane przez świdnicki Klub Mam w przedszkolu nr 4. Jagoda miała wtedy ponad 2,5 roku ale dostrzegłam, że między nią a specjalnie urządzoną salą i pomocami-coś „zaiskrzyło”. Bardzo ładnie pracowała z wyeksponowanym materiałem, była zachwycona chomikiem i roślinkami uprawianymi przez dzieci, wagą na której można było zważyć orzeszki, chętnie uczestniczyła w lekcji ciszy. Nie przeszkadzało jej nawet to, że w całej sali była tylko jedna lala o którą zresztą klubowe maluchy wcale się nie kłóciły, zaczarowane być może montessoriańskim duchem pomieszczenia:)
Gdy zajęcia się skończyły, córeczka pobiegła do sąsiedniej sali Montessori ze słowami: ”Teraz tu się pobawię” i nie bardzo mogłam ją stamtąd wyciągnąć. Postanowiłam zatem kontynuować tę przygodę i zapisałam dziecko do w/w przedszkola na zajęcia adaptacyjne związane z pedagogiką M. Montessori. Następnie sama wybrałam się na zebranie rodziców którzy chcieli zapisać dziecko do grupy pracującej tą metodą. Tu poszerzyłam swoje wiadomości na ten temat, a szczególnie zachwyciło mnie, że dziecko uczy się w naprawdę przemyślanym (ważne słowo!) i przygotowanym dla niego środowisku pedagogicznym, którego jest ono podmiotem. Dla mnie szczególnie cenne w tej metodzie jest:
-Indywidualne podejście do każdego dziecka i umożliwienie mu rozwoju zgodnie z jego tempem i możliwościami, tolerancja wobec każdego dziecka;
-Samodzielność wyboru rodzaju, miejsca i czasu pracy, umożliwienie dziecku wykonywania takiej aktywności, która aktualnie ma dla niego sens edukacyjny;
-Społeczne reguły: dzieci są zróżnicowane wiekowo, do grupy uczęszczają trzy-, cztero- i pięciolatki. W tamtym roku Jagoda jako 3-latka pozwoliła starszym dzieciom opiekować się sobą, a w tym roku sama z powodzeniem zajmuje się nowo przyjętymi maluszkami. Poza tym, również zgodnie ze społeczną regułą Montessori, kiedy córka chce nam coś powiedzieć, dotyka lekko naszego ramienia, zamiast krzyczeć na całe mieszkanie, jak to było dawniej;) Chętniej porządkuje również pomoce i zabawki;
-Uwzględnianie wrażliwych faz w rozwoju dziecka, czyli etapów, w których łatwo nabywa ono pewnej wiedzy czy umiejętności. Nasza rodzina spotkała się z tym zjawiskiem przy okazji nauki jazdy córeczki na rowerze. Podczas poprzednich wakacji miała ona z tym sporo trudności, bała się, nie potrafiła pedałować do przodu, co niestety wywoływało nasze lekkie zniecierpliwienie. Uważaliśmy, ze w tym wieku nie powinna już mieć takich problemów, bo „inne dzieci” ich nie miały. Tymczasem tego lata Jagoda wsiadła na rower i po prostu pojechała, a my przypomnieliśmy sobie o momentach krytycznych rozwoju:)
-Lekcje ciszy, dla mnie prawdziwy fenomen tej pedagogiki. Wyciszają dziecko, uspokajają, uczą współdziałania (już jedna osoba w grupie może zaburzyć ciszę, wszyscy zatem powinni się o nią starać i być jej twórcami); przygotowuje do medytacji, kontemplacji w przyszłości. Jagoda przeniosła lekcje ciszy do domu i chętnie urządza je dla lalek i misiów;
-Zasada: nie rań, nie niszcz, nie przeszkadzaj: oczywiście w żadnym systemie pedagogicznym nie oczekuje się, aby dziecko raniło, niszczyło czy przeszkadzało. Jednak podoba mi się, że w metodzie Montessori reguła ta jest jasno wyartykułowana, wypowiedziana i do zapamiętania na całe życie;
-Ślimak, jako symbol omawianej metody: moim zdaniem bardzo trafna jej metafora. To małe zwierzątko pokazuje, że wszędzie można dojść w swoim własnym tempie, spokojnie, bez lęków i niepotrzebnych stresów. Ślimak sygnalizuje też prośbę o dostosowanie się do jego tempa. W moim odczuciu jest on przeciwstawny bezsensownemu wyścigowi innych znanych zwierząt, pełnemu rywalizacji, deptania po innych, niepokoju, zbędnego pośpiechu. Zresztą wydaje mi się, ze dzieci same wiedzą czego oczekują. Jagoda pewnego dnia, przynaglana aby szła szybciej, powiedziała: ”Będę szła wolno, bo naszym znaczkiem jest ślimak”. Również któregoś dnia troszkę nie dawała mi pracować przy komputerze, więc powiedziałam jej, że jak da mi skończyć to się szybciej pobawimy. Na co córeczka odpowiedziała: „Ale ja chciałabym, abyś się ze mną bawiła wolniej”.
Myślę, że w tym tekście zawarłam chociaż część odpowiedzi na pytanie: ”Dlaczego zapisałam dziecko do oddziału Montessori”?
Kończąc te długie refleksje chciałabym bardzo podziękować Paniom nauczycielkom i osobom wspomagającym grupę Jagody: Paniom Basiom i Pani Ani. Są Panie nauczycielkami i wychowawczyniami z prawdziwego zdarzenia, przykładem autentycznego zaangażowania w pracę z dziećmi. Widać, że Panie żyją tym, co robią i są do tego stworzone.
Mama Jagody z M1, Edyta Smus.